Na co warto iść do kina – „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego.

Wojciech Smarzowski debiutował 17 lat temu filmem … „Wesele”. Tak, tak, jego najnowszy film nosi taki sam tytuł, jednak zdecydowanie nie jest to kontynuacja poprzedniej produkcji. Rozczarują się także widzowie, którzy pamiętając poprzednią spodziewają się jej nowej wersji. Film Smarzowskiego jest filmem niełatwym, mówiącym o trudnych, drażliwych tematach. Akcja rozgrywa się współcześnie: prowincjonalny przedsiębiorca Ryszard Wilk (Robert Więckiewicz) wyprawia córce Kasi (Michalina Łabacz) wesele. W oparach imprezowego alkoholu budzą się jednak demony przeszłości.

Wesele to temat nie tylko znanych filmów, ale jednego z najważniejszych naszych dramatów narodowych. Już w XIX wieku Stanisław Wyspiański postanowił uwiecznić polskie wesele na papierze stawiając diagnozę polskiego społeczeństwa. Nie inaczej jest w filmach Smarzowskiego. Przedstawione są tu po kolei wszystkie narodowe cechy. (niestety te niechlubne): pijaństwo, rządza pieniądza, antysemityzm. „A to Polska właśnie” – powiedziałby Wyspiański. Jaki z tego wniosek? My – Polacy wciąż jesteśmy tacy sami. Pomimo upływu wielu lat nic się nie zmieniamy. Analogię między polskim wczoraj i dziś dostrzega jeden z bohaterów filmu: dziadek panny młodej, emerytowany oficer wojska polskiego Antoni Wilk, który za młodu kochał się w Żydówce (młodego Antoniego zagrał doskonały Mateusz Więcławek). 

Po obejrzeniu filmu jednym zdaniem powiedzielibyśmy skrzyżowanie Smarzowskiego z Pasikowskim. Czy też tak uważacie? Koniecznie zobaczcie „Wesela”, a później koniecznie przypomnijcie sobie dramat Wyspiańskiego,